Kres konsol

Seria "Neptunia" wreszcie trafiła na obecną generację konsol. To pierwsza odsłona na PlayStation 4. Compile Heart wypływa na nieco mniej znane wody. 
"Megadimension Neptunia VII" - recenzja
Osobom, które nie znają dość długiej już serii gier o wojnach konsol, przypomnę kilka rzeczy. Seria "Neptunia", której remaki przez ostatnie lata ukazywały się na PS Vita, to dość tradycyjny dungeon crawler z Japonii. Biegamy po przeróżnych lochach, zbieramy przedmioty, odblokowujemy nowy sprzęt, kolejne podziemia, a potem powtarzamy aż do skutku. Gdzie jest haczyk? Kolejne "Neptunie" to gry, które mogą odrzucić wiele osób dwoma bardzo charakterystycznymi cechami – stylistyką oraz ustawioną bardzo wysoko poprzeczką kompetencyjną. Każda gra z serii (łącznie ze wszystkimi spin-offami) wygląda jak najgorszy koszmar kogoś, kto nie lubi mangowego stylu w popkulturze. Niemal cała obsada kolejnych gier to dziewczęta, które w przerwie pomiędzy jednym a drugim lochem rozmawiają o puddingu, przeklinają, rozbierają się, by wspólnie wziąć prysznic, a to wszystko w rytmie hipnotycznie unoszących się rysunkowych piersi.



Paradoksalnie, by zrozumieć niszowy fenomen "Neptunii", potrzeba też nielichych kompetencji kulturowych. Wszystkie gry w pewnym sensie odtwarzają konkretne okresy w rozwoju branży konsolowej i aż buzują od odniesień zarówno do osób, jak i konsol, firm czy wydarzeń, które dawno już przykrył kurz historii. Taka jest też "Megadimension Neptunia VII" (czytane jak V 2), w której główna bohaterka trafia na początku do ponurego, zniszczonego świata. Spotyka tam nową postać – Uzume, która trzyma pieczę nad przedziwną konsolką ze spiralą na obudowie. 



Oczywiście odkrycie, że chodzi o Dreamcasta, który skutecznie pogrzebał obecność Segi na rynku konsol, nie jest trudne. W drugiej jednak odsłonie (gra jest podzielona na trzy ogromne rozdziały) okazuje się, że znany nam świat Gamindustri został w przedziwny sposób odmieniony. Nikt nie pamięta, że bohaterki są CPU (władczyniami krain), a władzę przejęła organizacja Gold Third. To zupełnie nowe postacie na scenie. W skład wchodzi między innymi S-Sha, która ma rozdwojenie jaźni. Dawno temu chciała zająć się filmami i została uratowana przez inną, dziś już niewidoczną postać, E-Sha. Kogo nie bawi takie przedstawienie perturbacji związanych z obecnym Square Enix, powinien się mocno zastanowić przed grą, bo nowa "Neptunia" pełna jest takich odniesień. 



"Megadimension" to nie tylko miliony nawiązań do (często japońskiej) popkultury. Ponieważ gra jest odsłoną na PlayStation 4, a nie np. Vitę, przynosi też ogromną liczbę zmian w mechanice. To o tyle ciekawe, że ewentualni nowi gracze nie będą zakłopotani przemodelowaniem systemu, a starzy wyjadacze powinni docenić twórcze jak na Compile Heart zmiany w rozgrywce.

Pierwszą kwestią jest walka. Postacie jak zawsze zakolejkowane są pod kątem inicjatywy. Mogą się też poruszać po arenie tak, by dobiec do przeciwnika albo ewentualnie szukać wyjścia z matni. Na tym jednak podobieństwa z poprzednimi "Neptuniami" się kończą. O ile wcześniej odpowiednie ustawienie postaci miało sens wyłącznie w kontekście zasięgu broni, o tyle teraz przynosi różne możliwości taktyczne. Nasze bohaterki mogą bowiem używać rozlicznych specjalnych ataków, do których potrzeba odpowiedniej liczby osób. Czasem dwóch, czasem więcej. Trzeba się wtedy odpowiednio ustawić, tak by zaatakować kilku wrogów naraz. Nie jest to proste, bo przecież nasi oponenci też mają swoje tury i mogą zwyczajnie zwiać z misternie zastawionej pułapki.

Nowe ataki to jedno. Zmieniona została też zupełnie filozofia układania combosów. Co prawda pozostają trzy typy ataków (standard, power i rush), ale zapomnijcie o mozolnym zdejmowaniu poziomu gardy przeciwnika. Teraz np. rush wspomaga głównie szybkie ładowanie paska EXE, a power to rzecz najlepiej nadająca się do niszczenia części (widocznej na ekranie) zbroi przeciwnika.



Ale to nie wszystko. To, jakie będziemy mogli ułożyć combosy, zależy od broni, którą się posługujemy. Na przykład jakiś miecz może mieć dwa puste miejsca na cios typu "rush", trzy na "power" i jedno na "standard’’. Inna broń będzie z kolei miała pięć miejsc "rush" i jedno "power". Mało tego – każda zdolność, którą wkładamy w te miejsca, ma jakąś dodatkową cechę, która pozwoli przywalić obrażeniami krytycznymi. I znowu – np. jakieś uderzenie typu "rush" musi być wykonane po uderzeniu "power". Na początku żonglowanie umiejętnościami jest dość proste, ale w połowie gry, gdy nasze postacie podskoczą o kilkadziesiąt poziomów, robi się wesoło. Możliwości są ogromne, ale… przydadzą się głównie tym graczom, którzy planują wymaksowanie całej gry. "Megadimension Neptunia VII" jest bowiem produkcją stosunkowo prostą i znacznie łatwiejszą w odbiorze niż poprzednie części. 



Zmiany dotknęły także mapy i generowania lochów. Tradycją w serii stało się poszukiwanie różnych planów, dzięki którym zmienialiśmy jakieś podziemia, dodając np. nowe potwory czy fanty do zebrania. W "Megadimension" powracają zwiadowcy, jednak pełnią oni nieco inną funkcję niż we wcześniejszych grach. Przyporządkowujemy ich bowiem do lochów widocznych na mapie świata. Każdy zwiadowca ma swoje osobne statystyki (np. znajdowanie złota czy przedmiotów) oraz zdolność wpływającą na cały loch. Niektórzy podniosą nam procentową ilość zdobywanego złota czy doświadczenia, inni odblokują potężnych bossów czy nowe pomniejsze stwory. 



Przemodelowano także stolice, w których zwykły rezydować nasze CPU. Nowe czasy wymagają świeżych środków rozwoju. Teraz możemy więc godzinami grindować w lochach po to, by znaleźć stosy monet, a za nie wykupujemy kolejne poziomy miasta. Nasze placówki rozwijamy w trzech kategoriach: rozwoju infrastruktury, badań oraz public relations. Każdy nowy poziom to odblokowane sklepie fanty, nowe plany przedmiotów czy unikalni zwiadowcy. Jest o co zawalczyć, aczkolwiek wyniesienie wszystkich miast na 10 poziom to zabawa na długie godziny.

Wraz z wejściem na nową generację konsol "Neptunię" spotkał drobny lifting. Dlaczego drobny? Cóż, o ile postacie wyglądają uroczo i są świetnie animowane, o tyle jakość tekstur czy teł pozostawia sporo do życzenia. "Megadimension" wciąż wygląda, jakby urwała się z epoki późnego PlayStation 2. Można tylko mieć nadzieję, że dzięki temu Compile Heart dość szybko wypuści wersję na Vitę. Niewątpliwym plusem jest jednak to, że gra działa w 60 klatkach.



Niezależnie od tego, czy lubi się gry pełne odniesień kulturowych czy nie, warto zainteresować się nową "Neptunią". Zwykle koszarowy poziom dowcipu i przydługawe scenki zostały nieco złagodzone, chyba na potrzeby nowej bazy graczy. "Megadimension Neptunia VII" jest zresztą nie tylko stertą branżowych dowcipów wpisanych w grę, ale i całkiem mięsistym erpegiem, w którym znalazło się miejsce na sporo nowości.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones